Prezydent Rosji jeszcze nie usiadł do stołu, a już złamał podstawową zasadę prawa i stosunków międzynarodowych. Chodzi o zakaz użycia siły lub groźby jej użycia przeciwko integralności terytorialnej lub niezawisłości politycznej innych państw. Wszak składając Zachodowi ofertę negocjacji i porozumienia przyznającego Moskwie kraje byłego ZSRR jako strefę jej wyłącznych wpływów, zgromadził na granicy z Ukrainą wielkie siły zbrojne. Stało się wiadome, po co to od kilku tygodni robił. Chciał zmiękczyć Zachód, aby móc teraz powiedzieć: „albo siadacie do stołu i podpisujecie to, co wam podsuwam do podpisania, albo nie ręczę za siebie, a przecież wiecie, że jestem zdolny do wszystkiego”.
Propozycja Putina jest niczym innym, jak ofertą nowego Monachium. Mocarstwo wprawdzie inne, ale sens ten sam. Zresztą, nie całkiem inne, bo przecież zaraz po Monachium był pakt Ribbentrop-Mołotow, a Putin jest zanurzony mentalnie w sowieckiej tradycji. Przypomnijmy jednak w tym miejscu słowa Churchilla po Monachium: „Za cenę hańby chcieli uniknąć wojny, teraz będą mieli i hańbę, i wojnę”. Zachodowi nie wolno dziś postąpić tak, jak ówcześni szefowie rządów Francji i Wielkiej Brytanii. Dziś wiemy, że appeasement nie popłaca.
Bezbronność sąsiadów
Dlatego odpowiedź Zachodu na takie ultimatum musi być prosta. Prezydencie Putin, zanim zaczniemy z panem o czymkolwiek rozmawiać, musi pan nie tylko wycofać wojska z nad granicy z Ukrainą, ale również zwrócić jej Krym i Donbas. Inaczej takie rozmowy byłyby nie tylko akceptacją rosyjskiej agresji oraz jej rezultatów, ale także zgodą na bezbronność sąsiadów Rosji wobec jej zapędów. Prezydencie Putin, powinni mówić dalej, zanim zaczniemy rozmawiać o jakichkolwiek nowych porozumieniach z Rosją, musi ona zacząć przestrzegać starych porozumień, począwszy od Aktu Stanowiącego NATO–Rosja z 1997 r., skończywszy na licznych dokumentach KBWE i OBWE. Pan przecież dobrze wie, że obecny kryzys w stosunkach Rosji z Zachodem stąd się właśnie bierze. Pan dobrze wie, że NATO nie zagraża Rosji ani jej sąsiadom. Przecież to nie NATO zagroziło Białorusi, lecz Rosja najechała na Ukrainę, a teraz grozi jej kontynuacją agresji.
Trzeba byłoby dyplomatycznie wyłożyć Putinowi, że aby z Rosją można było rozmawiać o zasadach bezpieczeństwa europejskiego, musi ona przestać być chuliganem, który terroryzuje słabszych z tej samej dzielnicy, a od reszty domaga się, by się nie wtrącali, bo to przecież jego prawo zastraszać słabszych i zabraniać im, aby kolegowali się z tym, na których chuligan nie zezwoli. Tych warunków, które Moskwa musiałaby spełnić, aby ją traktować jako partnera do negocjacji, jest oczywiście znacznie więcej. Należałby do nich na przykład zakaz zabijania przez rosyjskie służby na terytorium państw zachodnich ludzi niewygodnych dla Moskwy. A także zaprzestanie ataków w cyberprzestrzeni, zarówno na instytucje państw zachodnich, jak i takich, które są obliczone na destabilizowanie demokratycznych procedur.
Rosja wojny nie chce
My wiemy doskonale, że to nie Zachód jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa Rosji. Prawdziwym zagrożeniem dla interesów Rosji jest polityka samego Putina, który chciałby teraz za pomocą szantażu wymusić na Zachodzie jej akceptację. Byłoby to ze szkodą dla samej Rosji, nie mówiąc o jej sąsiadach oraz bezpieczeństwie Europy. Wiemy, jak rozwinęła się sytuacja w Europie po Monachium.
Nie próbuję wieszczyć wielkiej wojny z Rosją. Rosja jej nie wywoła, ponieważ wie, że by ją sromotnie przegrała. Chodzi natomiast o to, że nie wolno ustępować przed groźbami. Pisał już o tym Machiavelli w „Sztuce wojny”. Ustępowanie przed groźbami ma swój dalszy ciąg w postaci kolejnych gróźb i domagania się ustępstw. Dlatego reakcją na domaganie się przez Moskwę od USA i NATO zobowiązania do nierozszerzania Sojuszu czy wyrzeczenia się aktywności na obszarach, które zaznaczyła Moskwa w swej „ofercie”, może być co najwyżej zdziwienie lub wzruszenie ramion. Wszak sama „oferta” to dyplomatyczny „non-starter”, czyli taka propozycja, która jest zbyt bezczelna lub głupia, aby ją podejmować. Propozycja Putina taka właśnie jest. Zarówno ze względu na jej treść, jak i zerową wiarygodność jej autora. Nie odnosząc się do jej meritum, można mu publicznie przedstawić wyżej wymienione warunki. Tyle.
Zachód musi wiedzieć, że to, czego domaga się Putin, to uchylenie podstawowych zasad prawa i stosunków międzynarodowych na obszarze, który arbitralnie określa Rosja, począwszy od zasad suwerenności, zakazu użycia siły, samostanowienia, itd. Rosja musiałaby się przenieść na Księżyc, aby mogła takie zasady przekreślać na otaczającym ją tam obszarze. Oczywiście, dopóki nie pojawiliby się tam Chińczycy, którzy zażądaliby od Rosji tego samego.
Zachód bez Polski
Zobaczymy, jak się zachowa Zachód, którego rząd PiS przestał być częścią. Rząd, który gości proputinowskich polityków akceptujących „specjalne prawa Rosji” w Europie Wschodniej i przejmuje z Rosji rozwiązania ustrojowe, np. w sprawie sądów czy wolności mediów, nie może być traktowany przez Zachód jako jego część. W ewentualnych rozmowach z Rosją nie będzie częścią jego drużyny. Po „lex TVN” czy frontalnym ataku na Niemcy to wykluczone.