Rozpoczynający się w środę szczyt krajów BRICS to dowód, jak bardzo iluzoryczne jest patrzenie na świat przez pryzmat euroatlantyckiej bańki. Poza nią istnieje rzeczywistość polityczna oparta na zupełnie innych wartościach.
Przywódcy Chin, Brazylii, RPA oraz Indii spotykają się już po raz 15. Gospodarzem, tym razem wirtualnie, jest reżim w Pekinie, który wiele sobie po tym szczycie obiecuje. Państwowe media od dawna zapowiadają „dyplomatyczną kontrofensywę” Xî Jinpinga, który chce zachęcić partnerów do współpracy w modelu innym niż ten narzucony przez kapitalizm, liberalizm i globalizację. Jeszcze w maju, jak donosi portal Al Jazeera, wezwał pozostałe kraje należące do bloku do „odrzucenia zimnowojennej mentalności” i „budowy nowej architektury bezpieczeństwa”. To, czego nie dodał, ale co wyraźnie wybrzmiewa, to założenie, że w jej centrum stanie właśnie Pekin.
Tu Putina nikt nie potępia
W stolicy Chin, za granicą po raz pierwszy od 24 lutego, wystąpi również Putin. W BRICS nikt jego ani Rosji nie odrzuca, nie marginalizuje ani nie zamierza potępiać. Żaden z krajów członkowskich nie wystąpił jednoznacznie przeciwko rosyjskiej agresji i zbrodniom popełnianym na ukraińskich obywatelach. Żaden nie ogłosił sankcji. Rosyjskie samoloty nadal mają wstęp do przestrzeni powietrznej Chin czy Indii, oba kraje importują też rosyjskie surowce energetyczne.
Osłabia to efekt zachodnich sankcji i ich długoterminowy cel, jakim jest postawienie rosyjskiej gospodarki na krawędzi funkcjonowania. Moskwa nie może eksportować surowców prawie w ogóle do Europy, więc szuka alternatywnych odbiorców i znajduje ich bez problemu, bo Chin czy Indii wojna w Ukrainie zwyczajnie nie obchodzi.
Rządy w Dheli i Pekinie korzystają na tym i ostro negocjują. W maju Indie złożyły Moskwie ofertę: kupimy waszą ropę, ale za nie więcej niż 70 dol. za baryłkę. W tym czasie ceny na światowych rynkach przebijały barierę 100 dol. (dziś ok. 102). Indyjskie rafinerie dodały do negocjacji swoje trzy grosze, domagając się stałej zniżki. Ropa ma do nich trafiać zawsze za 35 dol. za baryłkę mniej, niż wynosi globalna cena. Moskwa musiała się zgodzić, bo nikt inny takiej ilości ropy by nie przyjął.
Efektów nie trzeba nawet komentować. Na koniec 2021 r. udział rosyjskiej ropy w indyjskim imporcie wynosił 1 proc. W maju 2022 – pięć razy więcej. Według doniesień „New York Timesa” na subkontynent trafia 760 tys. baryłek dziennie. Podobnie jest w Chinach, które import rosyjskiej ropy zwiększyły w maju o 28 proc. miesiąc do miesiąca. Oba kraje mają gigantyczne i energochłonne gospodarki, w znikomym stopniu oparte na odnawialnych źródłach, więc tania ropa spada im z nieba, zwłaszcza biorąc pod uwagę majaczący na horyzoncie zastój i spadek wydajności przemysłu. Cieszy się też Kreml – sprzedaż ropy na Wschód przyniosła w maju zyski wyższe o 1,7 mld dol. w porównaniu z kwietniem.
BRICS, czyli przyjaźń i interesy
Wbrew pozorom na trwającym szczycie BRICS nie chodzi o Rosję, a na pewno nie przede wszystkim. Imprezę organizują Chińczycy, by odbudować swój model współpracy międzynarodowej. Pekin nie próżnował, gdy uwaga zachodnich mediów i ekspertów koncentrowała się na Ukrainie. Regularnie prowadzi loty zaczepne wokół Tajwanu, a na Wyspach Salomona tworzy swój przyczółek – dzięki bilateralnej umowie zakładającej m.in. inwestycje, pogłębienie portu, ale też możliwość wysłania na wyspy chińskiej policji, jeśli zajdzie konieczność i zaistnieje wola obu stron, Chiny zapewniły sobie strategiczną kontrolę nad bramą do południowej części Pacyfiku. Przestraszeni Amerykanie próbują odpowiadać, reaktywując ambasadę na Wyspach Salomona, ale mleko dawno się rozlało.
Nie inaczej jest z pozostałymi „literkami” ze skrótu BRICS. Brazylia chętnie spogląda ku rynkom azjatyckim, zwłaszcza z myślą o eksporcie żywności. To dla kraju główne źródło zysku, a Chiny są największym odbiorcą brazylijskiej soi i wołowiny. Jair Bolsonaro, który obściskiwał się z Putinem na Kremlu tuż przed inwazją, nawet nie ukrywa, że wojna jest mu na rękę. On też walczy z inflacją i kroczącą recesją, a przed nim wybory. Ma więc plan, by Brazylia zastąpiła Rosję w roli kluczowego gracza w globalnym łańcuchu dostaw jedzenia. Do tego będzie potrzebował rynków zbytu i pomocy logistycznej – i do tego posłuży mu BRICS.
Współpraca chińsko-brazylijska ma wieloletnie tradycje, ale i szerszy kontekst geopolityczny. Chiny eksportują broń i sprzęt wojskowy aż do 21 krajów Ameryki Łacińskiej. I to się raczej nie zmieni, nawet mimo widocznego odbicia kontynentu w lewą stronę. W październiku – jeśli Bolsonaro nie zabije brazylijskiej demokracji – do władzy wróci Lula, który od obecnego prezydenta różni się niemal we wszystkim, ale w kwestii BRICS ma podobne nastawienie. Był zresztą jednym z jego współtwórców i entuzjastą budowania sojuszy bez Europy i USA. Chiny są też potrzebne chilijskiemu przywódcy Gabrielowi Boricowi, który wieszczył „śmierć neoliberalizmu” i odejście od doktryn zglobalizowanego wolnego handlu, ale walczy ze słabnącą gospodarką, blokującą wiele jego prospołecznych reform.
O wpływach – handlowych, politycznych, militarnych – Rosji i Chin w Afryce też już sporo napisano. Od początku istnienia sojuszu Republika Południowej Afryki była jednak najbierniejszym jego członkiem. Sama poza paroma surowcami ma niewiele do zaoferowania, jest jednak kluczem do ekspansji na kontynencie: indyjskie i chińskie inwestycje w RPA rosną, Pekin odwdzięcza się dostępem do rynku dla tamtejszej żywności. Władze w Pretorii mówią zresztą, że najważniejszym celem szczytu są dla nich rozmowy z delegacją Indii, gdzie widzą dla siebie najwięcej szans.
RPA wyraźnie gra na wielu frontach – prezydent Cyril Ramaphosa trzy dni po szczycie BRICS skorzysta z zaproszenia kanclerza Niemiec Olafa Scholza i będzie gościem na spotkaniu grupy G7.
Putin ma swój świat i swoich partnerów
Już sama organizacja szczytu BRICS z udziałem wszystkich członków w chwili, gdy Rosja łamie międzynarodowe normy, może zapewne oburzać. Problem w tym, że to tylko euroatlantycki punkt widzenia. Od dziesięcioleci Putin i podobni mu przywódcy tworzą własny porządek, w którym gra się według innych zasad niż w NATO czy Unii Europejskiej. Co więcej, naiwnością jest sądzić, że ten porządek kreuje się teraz na naszych oczach i widać jakieś wielkie przesunięcia tektoniczne. Alternatywny dla liberalnego ekosystem istnieje od lat i ma się doskonale, nawet w trakcie wojny toczonej przez jednego z jego głównych aktorów. Waszyngton, Berlin czy Bruksela za długo patrzyły w inne strony albo po prostu na siebie nawzajem, ignorując inne kierunki współpracy gospodarczej i dyplomatycznej.
Nie jest przypadkiem, że – to dane rankingu Democracy Perception Index 2022 – wszystkie kraje, w których dominują pozytywne opinie o Rosji (m.in. Chiny, Wietnam, Indie, Maroko, Arabia Saudyjska), znajdują się w Azji Południowo-Wschodniej, Afryce lub na Bliskim Wschodzie. Tam Putin i jego zbrodnie nikomu nie przeszkadzają.