Wojna na Wschodzie może wybuchnąć każdego dnia. Codziennie budzimy się z nerwowym pytaniem: czy na Ukrainie już się zaczęło?
Groza wojny wisi w powietrzu. Mimo że Rosjanie na różnych forach zapewniają, że nie mają agresywnych planów wobec Kijowa, Zachód, w tym my Polacy, świetnie wie, że ponad 100 tys. wojska na granicy niepodległej Ukrainy musi czemuś służyć.
Nikt normalny tej wojny nie chce. Niemniej nasze – ludzi normalnych – chęci się nie liczą. Rosyjski imperializm kieruje się swoją własną racjonalnością i dlatego Kijów nie może czuć się bezpieczny. Piszę Kijów, ale myślę Polska. Bo niepodległa, niezależna od Moskwy Ukraina to wolna i niezagrożona Warszawa.
Dlatego w naszym najlepszym interesie jest wspieranie ukraińskiej wolności. Słowem i czynem. Zwłaszcza czynem. Tyle tylko, że my – naród – niewiele na ten temat wiemy. Słyszeliśmy o spotkaniu prezydentów Dudy i Zełenskiego. To prawda. Rozmawiano o kwestiach bezpieczeństwa. I tyle. Dlaczego nie deklarujemy publicznie pomocy dla zagrożonych przyjaciół? Nie pomagamy militarnie, nawet – co wydaje się oczywiste – oferując wsparcie defensywne, logistyczne czy medyczne? Są kraje, także należące do NATO, które robią to otwarcie. Z podniesionym czołem. Czemu nie my? Jeszcze niedawno współautorzy polityki wschodniej UE, rzekomo tradycyjny adwokat Ukrainy. Cisza w tej sprawie. To główny przekaz od najważniejszego rezydenta kompleksu przy Alejach Ujazdowskich. Tajemnica. Rozumiem. Ale czy tajemnicą być musi również to, jak jesteśmy przygotowani na potencjalny konflikt?
Bo jeśli konflikt na Ukrainie wybuchnie, Polska będzie krajem granicznym państwa w stanie wojny. Nie można mieć wątpliwości, że to przełoży się na problemy graniczne, humanitarne czy gospodarcze. Czy jesteśmy przygotowani na potencjalne setki tysięcy uchodźców? Czy będziemy potrafili zadbać o dach na ich głowami? Czy zdołamy ich wyżywić i zatroszczyć się o ich zdrowie? Czy upilnujemy ponad 500-kilometrowej granicy z Ukrainą? Jak jesteśmy przygotowani na kryzys surowcowy, bo wojna może spowodować przerwy w dostawach rosyjskiej ropy, gazu, węgla? Czy rząd szuka alternatyw? Czy grożą nam blackouty? Czy jesteśmy przygotowani na ofensywę dyplomatyczną w sprawie sąsiadów? Czy nasze służby specjalne mają zaplanowane – szczególnie ważne w czasie konfliktu – działania kontrwywiadowcze? Czy i w jakim stopniu gotowa jest armia; lokalne konflikty wojenne potrafią rozlewać się na cały region. I nawet jeśli możemy czuć się stosunkowo bezpiecznie ze względu na członkostwo w NATO, nie można wykluczyć prowokacji.
To wszystko ważne pytania do władzy. I do premiera osobiście. Ma do tego forum. To forum to sala sejmowa. Wzywam Mateusza Morawieckiego, by z tej możliwości skorzystał. Niemal 70 proc. Polaków boi się, że w razie konfliktu na Wschodzie staniemy się jego uczestnikiem. A niemal trzy czwarte uważa, że nie jesteśmy na ten konflikt przygotowani. Czas zabrać głos i rzetelnie poinformować Polaków. Nie wolno chować głowy w piasek.