NATO musi wyzbyć się demonów przeszłości z epoki Zimnej Wojny, które paraliżują procesy decyzyjne. Porzucić lęki przed groźbami Putina, których katalog jest niewyczerpany. I zacząć adekwatnie reagować na prowokacje Putina, bo to, co Rosjanie wyprawiają bezkarnie w przestrzeni powietrznej niektórych członków NATO, jest upokarzające dla całego sojuszu. Wyrazem słabości, którą z perfidią ośmiesza Rosja.
Wydawać by się mogło, że w szeregach NATO po agresji Rosji na Ukrainę nastąpi wstrząs, z którego wyłoni się, jeżeli nie nowe, to chociaż inne oblicze Sojuszu. Pamiętamy, jakim szokiem dla Europy był najazd na Ukrainę w 2014 roku. Unia Europejska, wtedy zjednoczona, poparła Ukrainę i nałożyła na Rosję sankcję, które jednak okazały się mało skuteczne. W końcu zmusiła Ukrainę do upokarzającego pokoju i szeregu ustępstw na rzecz Rosji.
Zarówno UE jak i NATO odetchnęły wtedy zapewne z ulgą, że tylko na tym się skończyło. Wielu ówczesnych polityków Zachodu przypisywało sobie jako sukces ten – jak się okazało – iluzoryczny, kilkuletni pokój. A Putin przeciwnie, nadal nienasycony grał na dezintegrację UE i osłabienie NATO.